środa, 9 października 2013

W SIECI ZAKŁADÓW

Gdy mecze oglądają teraz nawet ci, którzy piłkę nożną ważą sobie lekce, internetowe serwisy bukmacherskie mają swój gorący czas. Dlaczego by nie zagrać? Oto dlaczego

Nie odrywaj oczu od tekstu – z nami wygrasz! Obstawiamy mecz finałowy. Jeśli o mistrzostwo Europy zagra Polska, za każdą wpłaconą złotówkę dostaniesz 34 złote. Jeśli zwycięska bramka padnie w pierwszej minucie meczu, możesz wygrać 134. Jeśli obstawisz bezbłędnie, że sędzia wręczy dwie czerwone kartki, możesz zgarnąć nawet 340. Zakłady robią teraz furorę, a hazard przeniósł się do sieci. Roczny zysk z internetowych kasyn wynosi ponad 15 miliardów euro. W Polsce – około stu milionów złotych. Te sumy to pestka w porównaniu z kwotami, którymi obracają serwisy, a same firmy e‑hazardowe są notowane na światowych giełdach. Jeśli chcesz wygrać i ty, przejdź do punktu 1.
Jeśli chcesz wygrać więcej, przejdź do punktu 2. Aby mieć pewność, że wygrasz, przejdź do punktu 5.

1. Sukces 
Dla Marcina zakłady to praca. Specjalizuje się w piłkarskich ligach europejskich, eurolidze koszykówki i siatkówki. Wie o nich wszystko. A przynajmniej na tyle dużo, żeby ustalać kursy w internetowej firmie bukmacherskiej Nordic Betting (w sieci wstępuje jako Bet24.com). Śledzi postępy sportowców, zna prognozy pogody na dni rozgrywek, zgłębia taktykę selekcjonerów i politykę klubów sportowych. Wszystko po to, by przewidywać wyniki: praca polega na ocenie ryzyka i ustawieniu stawek zakładów na takim poziomie, aby bez względu na wszystko firma wyszła na swoje.
– Sport i granie zawsze były moim hobby. Pięć lat temu rozesłałem e‑maile do wszystkich 200 bukmacherskich firm, jakie znalazłem w sieci. Odpowiedzi przyszło kilkanaście. Najbardziej atrakcyjna od Bet24. Pół roku pracowałem dla nich przez Internet, potem zaproponowali mi etat. Przeniosłem się do siedziby firmy na Maltę. Siedzę tam do dziś – opowiada.
Ta śródziemnomorska wyspa to stolica europejskiego e‑hazardu. Ma tam siedziby 90 procent internetowych firm bukmacherskich działających na rynkach państw, które zabraniają grać online. – Rejestrować się można też w Wielkiej Brytanii i Austrii, ale Malta jest mała i to jej zależy na ściągnięciu „buków” (zakładów). Dlatego kusi ulgami podatkowymi – mówi Marcin. On sam – choć nie jest hazardzistą, tylko „analitykiem sportowym i finansowym” – gra kilka razy w tygodniu. – Zawsze wykorzystuję okazję, gdy widzę, że kolega z branży pomylił się i źle ustawił kurs. Znam też graczy zawodowych. Takich, którzy wykonują dokładnie tę samą pracę co ja, tylko są po drugiej stronie barykady. I prawie zawsze wygrywają – dodaje.
Na takich też są sposoby. Słynny jest przykład Brytyjczyka Boba Rothmana specjalizującego się w wyścigach konnych. Obstawiając prawie zawsze bezbłędnie, wyciągał z zakładów 400 tysięcy funtów rocznie, a w swoich najlepszych okresach – do 70 tysięcy dziennie. Napisaliśmy: wyciągał, bo brytyjskie serwisy nałożyły na niego limity. Teraz nie może obstawić więcej niż trzy tysiące na tydzień. – Regularnie przycinamy najlepszych – potwierdza Marcin. – Mamy zapis w regulaminie, że gra nie może być źródłem utrzymania. Wtedy nam się nie opłaca – dodaje.
Jeśli mimo to chcesz grać dalej, przejdź do punktu 2. Jeśli taktyka firm bukmacherskich napawa cię odrazą, czytaj punkt 3. Jeśli chcesz wykiwać Marcina, przejdź do punktu 5.

2. Pułapka 
Na początku jest łatwo i kusząco. Migające napisy obiecują wygraną, legion ekspertów pod telefonem czy e‑mailem czeka w gotowości do pomocy, a pierwsze kroki w e‑hazardzie stawiasz bez grosza przy duszy. – Pozwalają ci oswoić się ze stroną. Próbujesz „na sucho” i od razu wygrana za wygraną. W dodatku jest bonus, pierwsze pieniądze gotowi są ci pożyczyć – opowiada Maciej z Warszawy.
Sam zaczął w ten sposób. Gdy tylko włożył w grę pierwsze własne pieniądze, uruchomiło się błędne koło. Jak w klasycznym hazardzie, grasz albo żeby się odegrać, albo żeby podwoić wygraną. Tylko tu dostęp do gry jest sto razy łatwiejszy. Wystarczy włączyć komputer. – Po pewnym czasie nie myślałem o niczym innym, tylko o graniu. Zaczęło mnie to zjadać – przyznaje Maciej.
Dał jednak radę zerwać z e‑hazardem. Przybywa jednak takich, którym się nie udało. – Od pół roku coraz więcej osób interesuje się leczeniem internetowego hazardu – mówi Kuba Marian Marcol z Centrum Terapii Uzależnień „Koninki”. Pierwszy etap leczenia trwa pół roku i ma doprowadzić do tego, aby gracz nigdy więcej nie usiadł do e‑stolika. Choroba sprawia, że stracił bezpowrotnie umiejętność kontrolowania grania, dlatego w życiu nie wolno mu wysłać nawet kuponu lotto. Wśród pacjentów są głównie mężczyźni, często ludzie młodzi, zwykle biznesmeni. – To trudne uzależnienie. Skutki społeczne są mniej widoczne niż u alkoholików czy narkomanów, ale choroba ta sama – dodaje. I opowiada, że jej pierwszym mechanizmem jest stworzenie systemu iluzji i zaprzeczeń. Gracz wmawia sobie, że potrzebuje rozrywki, że musi się zrelaksować po pracy, że daje sobie szansę na wygraną. Potem nie może się oderwać.
– To ciągi gry. Trwają dni i noce, po kilkanaście godzin, czasem kilka tygodni. Wyniszczają organizm, bo e‑hazardzista nie je, zaniedbuje się. A przede wszystkim traci pieniądze. Miałem pacjentów, którzy brali kredyty na granie i trwonili je co do grosza. Miałem takich, którym komornik wchodził na firmę, samochody. Najczęściej dopiero taki wstrząs pozwala im się zorientować, że mają problem. Bo wcześniej iluzja jest tak silna, że choć uzależnienie widzą wszyscy dookoła, e‑hazardzista o nim nie wie – opowiada terapeuta.
Klubów anonimowych hazardzistów jest w Polsce 20, a hazard w sieci uzależnia silniej i łatwiej niż hazard w realu. Spośród klientów kasyn, punktów Lotto i kolektur bukmacherskich odsetek uzależnionych wynosi 20 procent. Wśród odwiedzających kasyna online – aż 75. W hazardzie w realu o wygranej decyduje ślepe szczęście. W sieci – program komputerowy. Jest ustawiony tak, żeby cię wciągnąć. – Gry internetowe są skonstruowane, aby generować zysk. Dlatego z matematycznego punktu widzenia nie da się w nich wygrać – twierdzi Piotr Wołowik z Politechniki Poznańskiej, specjalista od matematyki zjawisk losowych. – Ruletki, kasyna internetowe, poker online – to wszystko gry z programem. Gracz nie może sprawdzić, jak on oszukuje. A system oszukiwać musi, chociażby dlatego, że gracz przed komputerem ma więcej dostępnych środków niż w prawdziwych kasynach. Na przykład wolno mu zapisywać, jakie karty zostały już rozdane. To znacznie ułatwia wygraną, dlatego w realu jest zabronione. Mimo że online można to robić, komputer i tak musi wygrać, aby firma wyszła na swoje. Programy kantują – przekonuje. Wie, co mówi, bo sam kiedyś pisał oprogramowania do gier hazardowych. A do internetowych oszustw podchodzi naukowo. – Przeprowadziłem z kolegą doświadczenie. Graliśmy w pokera na dwóch komputerach, ale przy jednym internetowym stoliku. Wiedzieliśmy, który z nas ile powinien wygrać, a ile stracić. Komputer ściągnął z nas dodatkowe 30 procent – mówi. (reklama - imprezy firmowe)
Jeśli wydaje ci się, że w tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak zdelegalizowanie hazardu, czytaj punkt 3. Jeśli nadal chcesz wygrać naprawdę dużo, przejdź do punktu 5.


3. Walka 
Ostatnią ustawą przyjętą przez Kongres USA (w popłochu, o północy) na ostatnim posiedzeniu przed wyborami 2006 roku było prawo o bezpiecznych portach. Ósmy rozdział tej ustawy miał rewolucyjne znaczenie. Zakazywał wszelkim instytucjom finansowym przelewania pieniędzy na internetowe strony hazardowe. Z dnia na dzień hazard w sieci miał mieć odcięty dopływ pieniędzy i zniknąć. W sytuacji gdy aż milion Amerykanów codziennie zasiadał do internetowego stolika, a średnia stawka, którą każdy z nich gotów był jednorazowo postawić, wynosiła aż 50 dolarów (dla porównania Brytyjczyk kładzie na e‑stoliku średnio pięć funtów) – byłoby to zbawienne.
Jednak strażnicy porządku w USA zapomnieli o tym, że wprowadzenie prohibicji nic nie daje. Reakcja była natychmiastowa: w ciągu jednego dnia e‑hazardowy biznes wyceniany wtedy w Stanach na sześć miliardów dolarów formalnie zniknął z rynku. Dwie największe firmy World Gaming i Sportingbet wyprzedały swoje udziały po dolarze każda. Pierwsza oddała się nabywcy z Wielkiej Brytanii, druga – z Antigui i Barbudy. Owszem, giganty e‑hazardu straciły na operacji mnóstwo kasy (ich udziały na giełdzie londyńskiej spadły nawet o 70 procent), ale błyskawicznie zaczęły wracać do formy. W końcu graczowi, który loguje się w Nowym Jorku, jest wszystko jedno, czy gra w e‑kasynie na Malcie, czy na Karaibach. A gdy USA próbowały zakazać obywatelom gry przez łącza na Antigui, ta poskarżyła się Światowej Organizacji Handlu, że Stany wprowadzają nieuczciwe ograniczenia. WTO przyznała karaibskiej wysepce rację, a rok temu uznała jej żądanie milionowych odszkodowań od USA. W efekcie Antigua pozostała Maltą półkuli zachodniej, a zakaz płacenia w e‑kasynach kartami kredytowymi obchodzi się, stosując coraz bardziej wymyślne środki płatności – od kart prepaidowych wysyłanych przez kasyna, poprzez przesyłki Western Union, aż po e‑czeki.
Jeśli chcesz wiedzieć, co z grającymi, przejdź do punktu 2. Jeśli chcesz wiedzieć, jak jest u nas, przejdź do punktu 4.
4. Nielegalne 
W Polsce sytuacja prawna jest jasna: zakłady losowe można przyjmować tylko w kolekturach. Wynika z tego, że internetowy hazard jest nielegalny – mimo że według danych szacunkowych korzysta z niego już 200 tysięcy osób. Co zrobić w tej sytuacji z firmami bukmacherskimi i hazardowymi, które zarejestrowane są na Malcie, ale działają online na polskim rynku? – Co to znaczy „na polskim rynku”? – irytuje się na to pytanie Witold Lisicki, rzecznik Ministerstwa Finansów. – Witryny prowadzone są w języku polskim, ofertę kierują do Polaków... – zaczynam wyjaśniać. – Szanowna pani, nie wysuwałbym tak daleko idącego wniosku. Polonusi w Australii też mogą chcieć sobie pograć – zauważa rzecznik. A po kilku godzinach doprecyzowuje: ustawa o grach losowych i zakładach wzajemnych nie przewiduje zakładów internetowych. Ponieważ ich działalność w Polsce nie jest legalna, nie można ich opodatkować. Strat wpływów do budżetu z tego tytułu nikt nie szacuje. Natomiast udział w grach losowych prowadzonych za granicą podlega karze grzywny. Ale sprawców trudno namierzyć. – W przygotowanej nowelizacji ustawy nie ma nic o internetowych zakładach. Zdajemy sobie sprawę, że trzeba to uregulować, ale zajmiemy się tym w drugiej kolejności – mówi.
Jeśli mimo to chcesz wygrać, przejdź do punktu 5. Jeśli chciałbyś już skończyć grę, przejdź do punktu 2.

5. Korupcja 
Nie trzeba być ekspertem klasy Marcina z Bet24, żeby przewidzieć jedno: w starciu pierwszoligowego HSV Hamburg z trzecioligowym SC Paderborn ten ostatni nie ma szans. Tak właśnie obstawiali kibice Pucharu Niemiec w rozgrywkach z 2005 roku. Za wytypowanie jako zwycięzcy Paderbornu można było zarobić tysiące euro. Jeśli jeszcze obstawiło się, że Paderborn strzeli cztery bramki, z czego dwie w rzutach karnych – dokładnie 750 tysięcy euro. Tyle na jednym meczu zarobił chorwacki mafioso Ante Sapina. Transakcja się opłacała, bo sędzia Robert Hoyzer za ustawienie meczu wziął jedynie 67 tysięcy. Interes jak złoto. Gdyby nie to, że po kilkakrotnym powtórzeniu manewru afera wyszła na jaw, a zainteresowani musieli przenieść się na prawie trzy lata do więzienia, wszystko byłoby wspaniale.
Jasne, korupcja zdarza się wszędzie, ale internetowe zakłady sportowe to dziedzina, w której wielkie pieniądze oraz wielki sport są niebezpiecznie blisko. Nawet w Polsce internetowe firmy bukmacherskie, choć według prawa nielegalne, sponsorują kluby piłkarskie. Firma Expect-.com wspiera oficjalnie nawet polską reprezentację. I nie przeszkadza to Ministerstwu Finansów odkładać sprawy e‑hazardu na później.
6. Nagroda
Po tym wszystkim chyba już się nie dziwisz, że choć dobrnąłeś z le-kturą do końca, nie ma wygranej, którą obiecywaliśmy ci na początku. Tak właśnie działają e‑zakłady. E‑pokusa jest silna, ale e‑wygraną obciążają realne koszty. Jeśli mimo to chcesz grać dalej, czytaj punkt 2.